„Choroba Katharalna Epidemiczna, która nie tylko w mieście Warszawie, ale y w całey prawie Polszcze od początku Miesiąca Marca panować zaczęła i dotąd coraz barziey szerzyć się zdaye, wzbudziła baczność troskliwego Rządu o ocalenie zdrowia Ludu”.
To nie jest rok 2020, lecz 1788, a opis epidemii grypy pochodzi z publikacji Franciszka Giedrojcia Mór w Polsce w wiekach ubiegłych, wydanej w Warszawie w 1899 roku. Czytamy w niej dalej:
„W końcu marca pokazała się influenza, trwała wprawdzie miesiąc tylko, ale zdążyła przez ten czas dotknąć niemal trzecią część mieszkańców Polski. Lubo śmiertelność względem choroby była nie wielka, ze względu atoli na znaczną liczbę chorych i niezmiernie szybkie szerzenie się zarazy postanowiono wystąpić z nią do walki. […] Lubo ta choroba po większey części niebespieczną nie iest, wyciąga iednak pewnego i właściwego sobie starania, iako y przyzwoitego w nieyże zachowania się: tak dla skrócenia oney jako dla zapobieżenia, ażeby się niebespieczną nie stała, co się częstokroć przytrafia […]. Gdy tylko sam przez się kathar deklaruje się z przemianą zimna i gorąca, ciężkością y bólem głowy, ociężałością y rozbieraniem bolesnym całego ciała, płynieniem z oczów y z nosa, letkim bólem w gardle y kaszlem suchym łatwo się go pozbyć można będzie nie wychodząc przez dni kilka z domu, trzymając się w pomiernym cieple, nie używając żadnego mięsa y nie dozwalając sobie żadnego trunku zapalającego. Używając tylko napoju iakiego letkiego y ciepłego, iako to herbaty z kwiatu Bzowego, Lipowego, Makowego, Dziewanny, ziela Bluszczu, Szlazu lub Weroniki, słodząc te napoie zamiast cukrem miodem białym lub żółtym dla prętkiego humorów rozwolnienia y sprawienia łatwego wyrzutu flegmy iako i letkiego potu, co między trzecim a piątym dniem, tym sposobem się zachowując, nastąpi, i koniec chorobie uczyni”.
Autor, przywołując zapisy z XVI wieku, zauważa związek między dobrym stanem zdrowia i odpornością na zarazę:
„Skoro człowiek wciągnie w siebie przez oddech jadowitość powietrza morowego, najpierw ulegają zarazie płuca, następnie serce, wątroba i inne wnętrzności. Jeśli tedy serce jest dobrze purgowane i czyste, i pilnie obwarowane, tedy odgania od siebie jad morowy przez plamy i […] wrzody na skórze. Gdy pomienionych warunków brak, jad opanuje człowieka i zabije go”.
Z pewnością osoby o dobrym stanie zdrowia miały większą odporność i większe szanse na przeżycie.
Opisana wyżej epidemia grypy przywołana została ze względu na ogromny zasięg występowania. Ze względu na dramatyczne okoliczności, warto przypomnieć epidemię czarnej ospy we Wrocławiu z 1963 roku. Wprawdzie przyniosła 7 ofiar śmiertelnych (dziennie na polskich drogach ginie 11 osób) i zachorowało na nią 99 osób, lecz zagrożenie i skala walki w całym kraju były ogromne: profilaktycznie zaszczepiono wtedy 8 milionów osób.
Pierwszy zgon z powodu czarnej ospy zanotowano 8 lipca, lecz jako przyczynę zgonu wpisano wtedy białaczkę. Zanim zdiagnozowano prawidłowo kolejne przypadki, skala potencjalnych zarażonych była już trudna do oszacowania.
„Pierwsze wiadomości – zarówno te oficjalne, jak i nieoficjalne – nie wzbudziły większego zainteresowania wrocławian. Zresztą o możliwości istnienia choroby zakaźnej w mieście wiedziała niewielka grupa osób. 22 lipca, czyli już po ogłoszeniu w prasie oficjalnych wiadomości na temat ospy, na ulicach w tramwajach, sklepach, parkach można było spotkać tłumy ludzi”.
Wówczas jedynym powszechnie dostępnym źródłem informacji były doniesienia ocenzurowanej prasy, co z dzisiejszej perspektywy istnienia różnych komunikatorów i dostępności informacji w skali globalnej jest trudne do wyobrażenia.
Jeszcze 22 lipca odbywały się w całym mieście festyny z okazji Narodowego Święta Odrodzenia Polski. O gromadzącej się w tym dniu tłumnie nad brzegiem Oławki (w sąsiedztwie Stacji Pogotowia Ratunkowego) młodzieży, która z zaciekawieniem patrzyła na ludzi okrążonych białym bandażem, żartując, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, lekarz (Michał Sobków, Ospa we Wrocławiu, Wrocław 2000, s. 66) we wspomnieniach napisze:
„Nikt z nich nie wie, że od dziś szerzenie się epidemii przechodzi z postępu arytmetycznego w geometryczny. Gdyby nie ospa, cieszylibyśmy się na pewno razem z nimi świątecznym dniem. Za białymi maskami, które zasłaniają nam twarze, w odróżnieniu od nich, kryje się głęboka trwoga”.
Sztab kryzysowy zaczął działać: „kordony sanitarne, zamknięte szpitale, pędzące karetki, liczne punkty szczepień, przychodnie czynne całą dobę, zamknięte kąpieliska, personel medyczny w nietypowym stroju, przymusowe szczepienia”; sankcje karne dla uchylających się od nich, a także dla tych, którzy nie chcieli poddać się izolacji.
Niechęć do poddawania się odosobnieniu w wyznaczonych izolatoriach przybierała różne wymiary: „[…] zdarzały się przypadki pobicia lekarzy, niektórzy skazani na izolację znikali gdzieś, chowali się na działkach, strychach w piwnicach, barykadowali się w domach. […]. Kroniki szpitalne odnotowały również kilka prób wykradzenia dzieci przez rodziców, nieudaną akcję odbicia kumpla przez gromadę wyrostków, a nawet wzorowaną na gangsterskich filmach ucieczkę trzech chorych samochodem dostawczym po sterroryzowaniu kierowców strzykawkami z dużą igłą”.
Te zachowania przywołują skojarzenia z sekwencjami powieści Noce i dnie Marii Dąbrowskiej – wyraziście przedstawionymi w filmie (pamiętny fragment: „Ludzieee, uciekajta, doktory jadą z Kalińca”).
Barwnie opisywane są także okoliczności pozyskiwania przez izolowanych alkoholu: „Przemycano go nawet w książkach, w których wycinano kształt wkładanej butelki, takiemu celowi poświęcano dzieła Adama Mickiewicza […]. Dostarczano też wódkę i wino w paczkach żywnościowych, przemycano ją w koszach z owocami, nalewano do butelek po wodzie mineralnej. Flaszki z wódką znajdowały się w wydrążonych chlebach, arbuzach, termosach z kompotem, a nawet w bukietach kwiatów”.
19 września ogłoszono, że epidemia czarnej ospy we Wrocławiu dobiegła końca. Uwolniono miasto z kleszczy kordonu sanitarnego, zniesiono posterunki milicyjne i kontrole na dworcach, zwolniono ostatnich pacjentów do domów.
W trakcie trwania i jeszcze przez jakiś czas po zakończeniu epidemii, wrocławianie nie byli mile widzianymi turystami. Współcześnie koronawirus egalitarnie nie wyróżnia nikogo.
Paulina Suchecka, edukatorka w Muzeum Etnograficznym
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸